poniedziałek, 16 maja 2016

Staż czy wycieczka?

Postanowiłam napisać posta, za który może na mnie spaść fala krytyki, ale nie będę już dłużej gryźć się w język, bo przyszedł czas na to, aby przedstawić Wam wszystkim, jak wygląda świat niepełnosprawnych. Mam na myśli roszczeniową postawę wobec życia, bo ostatnio jedyne co widzę to wieczne narzekania i krytykowanie wszystkich, którzy w życiu mają się lepiej.


Powoli zbliżam się do końca pierwszej części moich studiów (w czerwcu kończę studia licencjackie) i nie ukrywam, że aktualnie najważniejsze jest dla mnie zdobywanie doświadczenia w pracy. Dlatego większą uwagę przywiązuję do sytuacji na rynku pracy. Oczywiście, jako że jestem osobą niepełnosprawną, to wiadomo, że interesuje mnie również sytuacja kulawych. Dodatkowo po odbyciu stażu w Parlamencie Europejskim, gdzie dużo czasu poświęciłam na studiowanie postępów Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych oraz Europejskiego aktu o dostępności, moja uwaga skupiła się na: poszukiwaniach pracy, działaniach na rzecz poprawy swojej sytuacji życiowej, chęci zdobywania doświadczenia... 

I tutaj wpadłam na miękki grunt, bo niestety, ale większość osób niepełnosprawnych (zaznaczam, że nie mówię o wszystkich!) ma pretensje do całego świata, że nie ma pracy, że jest źle, że za mało pieniędzy, że wszystko drogie, że to, że tamto, ogólnie to wszystko jest złe. No i ja się zastanawiam, czy faktycznie nasza sytuacja jest taka fatalna? Moim zdaniem nie, ponieważ ja na swoje życie nie mogę narzekać, a nawet nie chcę. Co nie zmienia faktu, że oczywiście, pieniędzy na wiele rzeczy w Polsce brakuje (bo roszczenia dotyczą głównie finansów). Jednak im dalej brnę w wypowiedzi, co poniektórych osób, tym bardziej uświadczam się w przekonaniu, że ja nie lubię osób niepełnosprawnych. I wcale nie boję się tego, co powiedziałam i wiem, co powiedziałam. Już pędzę z wyjaśnieniem...

Moje życie nauczyło mnie jednego, że jak nie zapierdzielasz i nie starasz się, to nic za darmo nie przychodzi. Nie jestem osobą, która ma tyle szczęścia, że wszystko mam na skinienie ręki. Nie pochodzę z bogatej rodziny, a życie osoby niepełnosprawnej jest niestety drogie - rehabilitacja, sprzęty, wizyty u lekarzy itd. Jednak w wieku 22 lat udało mi się na tyle poustawiać pewne sprawy, że wspólnie z moją rodziną, jesteśmy w stanie zdobyć fundusze na większość rzeczy, które potrzebuję. 1% zapewnia mi kompleksową opiekę ;) Dodatkowo jeśli tylko mogę, staram się pracować i zarabiać oraz zdobywam stypendia, dzięki którym mogę sobie na pewne rzeczy pozwolić. Moi Drodzy, niczego nie dostajemy na tacy. Pieniądze nie wyrosną nam na drzewku. My sami musimy się o nie postarać. A starania nie oznaczają wiecznych strajków, narzekań i biadolenia, więc kiedy widzę wypowiedzi niepełnosprawnych, w których piszą: "należą mi się pieniądze, bo jestem niepełnosprawny" to myślę sobie: "nie, wcale ci się nie należą tylko ze względu na to, że jesteś niepełnosprawny..." (mówię o pieniądzach, bo nie ukrywajmy, że to dzięki nim możemy poprawić naszą sytuację...). A takich wypowiedzi na forach i grupach kulawych jest mnóstwo. Ciągle oczekujemy, że ktoś, coś za nas zrobi i w magiczny sposób odmieni nasze życie. Żyjemy w Polsce i jest u nas, jak jest. Finansowe wsparcie naszego państwa jest na takim poziome, jakim jest. Oczywiście, że są kraje, w których jest lepiej, temu się nie da zaprzeczyć. Ale siedzenie przed komputerem i wypisywanie komentarzy w stylu "jak to mi jest źle" nic nie da. To jest typowa roszczeniowa postawa osoby niepełnosprawnej, której szczerze nienawidzę. Znam naprawdę wielu kulawych, którzy podzielają moje zdanie. Żadna z tych osób, które są aktywne, mimo różnego stanu zdrowia, nie narzeka na swoje życie. Co ciekawsze, moja wypowiedź, jako osoby aktywnej życiowo i społecznie, zostanie podsumowana: "ty nie wiesz, jakie problemy mają osoby niepełnosprawne, więc się nie odzywaj, bo masz dobrze w życiu". Mam dobrze w życiu, bo się mocno staram, żeby tak było. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jest mi łatwiej niż, niektórym innym kulawym, bo mam wspierających rodziców i nie należę do grupy, która musi się utrzymywać tylko z renty (niecałe 700 złotych miesięcznie), ale jeśli ja nie byłabym silna psychicznie, gdybym nie potrafiła ogarnąć swojej sytuacji to mogliby mnie wołami zaciągać, a nie wyszłabym z domu. Te moje cechy, dzięki którym jestem aktywna, nie pojawiły się w moim życiu od tak... Pracowałam nad swoim charakterem, ba... nadal to robię, bo wiem, że skoro jestem niepełnosprawna i jestem zmuszona do pokonywania  przeszkód to muszę mieć na tyle siły, determinacji oraz ambicji, by się nie poddawać i pracować na moją przyszłość. Trzeba chcieć działać, wyjść do ludzi, otworzyć się na świat, a nie siedzieć przed komputerem i marnować czas na wieczne krytykowanie oraz przelewanie własnych frustracji na innych. Tak jak ktoś napisał "twarz polskiej niepełnosprawności nadal pozostaje zawistna"... 

Żeby nie rzucać słów na wiatr. Niedawno na stronie Niepełnosprawni.pl ukazał się artykuł o moim stażu: Na stażu w Brukseli. Tym, którzy nie wiedzą, chcę przypomnieć, że staż ten wygrałam w konkursie organizowanym przez europosła Marka Plurę. Dostałam się do finału wraz z 11 innymi osobami (w fazie początkowej było nas około 50). W finałowej dwunastce byłam jedyną osobą niepełnosprawną - konkurowałam między innymi ze studentami prawa, młodymi ludźmi, którzy mieli już doświadczenie w pracy związanej z polityką. No, ale to ja wygrałam. Rządziły tutaj reguły merytoryczne (znajomość języka, doświadczenie, aktywność i dobra prezentacja). Nie wygrałam tego stażu, dlatego, że jestem osobą niepełnosprawną - to tak gwoli ścisłości. Wracając do tematu... Chcę się odnieść do komentarzy, które mnie zmotywowały do napisania tego posta, można powiedzieć "przelały czarę goryczy" (hahaha!). I nie chodzi tutaj o to, że oczekuję poklasku oraz pochwał, ale większość komentarzy jest krytycznych...  Dziwi mnie to, ponieważ kiedy opublikowałam informację o moim wyjeździe na staż, zalała mnie fala gratulacji ze strony moich Czytelników i całkiem obcych ludzi, ale według opini na niepełnosprawni.pl raczej nie mam się czym chwalić, hahaha! No ale teraz ja sobie pozwolę na krytykę. Lecę z ripostą w stylu Wonder Woman on Wheels:

1. Nic nie robię, a miałam zmienić świat.


Muszę się przyznać, że po przeczytaniu tego komentarza najpierw byłam zaskoczona, a następnie wybuchnęłam śmiechem. Wybaczcie mi Polacy, że jako stażystka (na miesięcznym stażu) nie byłam w stanie polepszyć naszej sytuacji i uczynić z Polski, kraju mlekiem i miodem płynącym. Biję się w pierś! A tak na serio, na zdrowy rozum, jak można wyjść z takimi pretensjami wobec stażystki, czyli tak naprawdę niewiele znaczącej osoby w takiej instytucji. Polityka w Parlamencie Europejskim nie opiera się na jednostkach. Jedna osoba nie jest w stanie zmienić przepisów, a instytucje unijne zajmują się polityką międzynarodową, a nie sytuacją każdego poszczególnego obywatela niezadowolonego ze swojego życia. Panie Jacku, litości! Nie wystarczy, że staram się, jak tylko mogę jako Wonder Woman on Wheels działać i pokazywać, że WSZYSTKO MOŻNA... No ale z tego pan Jacek nie dostanie pieniędzy, ani nie będzie lepiej. Bo przecież wygodniej narzekać przed komputerem i żądać zmian. Proszę o rady od takich ludzi, co i jak mam robić. Czekam, bo jak na razie według nich, nic nie robię.

2. Najważniejsze pieniądze.


Tutaj znowu największym problemem jest to, że nie podano, ile kosztuje wyjazd na staż. Nie jest istotne, że udało mi się pojechać na staż, tylko to, że ta Pani nie mogła pojechać, bo jej nie było stać i że drogo. Nie mam zamiaru wyjawiać, ile mnie wszystko kosztowało, bo nie to było dla mnie najważniejsze. Jak już pisałam wcześniej, staram się jak mogę, żeby zdobyć pieniądze, abym mogła spełniać swoje marzenia i się kształcić. Oczywiście nie będę ukrywać, że nie mogłabym pojechać, gdyby nie pieniądze pozyskiwane w ramach 1%, bo to one zapewniają mi opłacenie rehabilitacji na cały rok (pieniędzy tych nie mogę wykorzystywać na żadne inne cele, tak dla jasności - tylko rehabilitacja i sprzęty). A dzięki temu, własne finanse mogę pożytkować między innymi na takie wyjazdy. Czyli mogłam pojechać, dzięki wszystkich dobrym Osóbkom, które przekazują mi 1% :) za co dziękuję! 

Reszty opini nawet nie chce mi się komentować... Ale jeszcze wspomnę, że według jednej Pani, odbyłam miesięczną wycieczkę, a nie staż. Wydaje mi się, że w artykule jasno stoi, iż odbyłam staż, ale widocznie nie... Za dużo pracy miałam, jak na wycieczkę. Ten komentarz dostał wysokie noty, dlatego tytuł posta taki, a nie inny ;) (jednak pan Jacek wygrywa!). 

Zależy mi bardzo, abyście nie odebrali tego posta w ten sposób, że się zbulwersowałam, bo ktoś uraził moje ego przez negatywne komentarze. Napisałam wcześniej, iż ja nie chcę, aby się nade mną rozczulano, chwalono, wychwalano i nie wiem, co jeszcze. Poza tym, taką krytykę to ja mam głęboko w poważaniu. Nie akceptuję nieuzasadnionej krytyki anonimowych osób. Stworzyłam tego posta, żeby pokazać Wam, jak bezsensownym zjawiskiem jest to obecne w dzisiejszej aktywności internetowej HEJTOWANIE. Uważam, że mój wyjazd do Brukseli jest sukcesem. Po raz kolejny pokonałam naprawdę wiele przeszkód i wiele poświęciłam, aby tam pojechać. Nic, co publikuję na WWOW nie robię "na pokaz", ale przez ten czas, od kiedy prowadzę bloga, wiem, że moje działania Was motywują. Nie ma znaczenia, czy jesteście niepełnosprawni, czy nie. Motywacja to motywacja. Moje działania przełamują stereotypy, pokonują przeszkody i jeśli dzięki temu ktoś się uśmiecha, czy ma większą chęć do działania to mnie to ogroooomnie cieszy. Artykuł ze strony niepełnosprawni.pl nie miał na celu promocji, chodziło nam o pokazanie ludziom, że SIĘ DA! Jeśli wygląda to na ustawkę (jeden z komentujących tak stwierdził) to szkoda, bo nie tak miało być. 

Jestem mocno przeświadczona o tym, że w życiu trzeba mieć ambicje i być zdeterminowanym. Ja się tym kieruje w swoim życiu i dzięki temu jestem dziś w tym miejscu, w którym jestem. Dzięki temu pracowałam w Parlamencie Europejskim. Wonder Woman on Wheels jest moją bronią w walce o lepsze życie. W ten sposób staram się polepszyć wizerunek osób niepełnosprawnych w Polsce, a jeśli tylko będę miała możliwość to przeniosę swoje działania na inny szczebel, bardziej oficjalny i będę walczyć o to, żeby panu Jackowi i mnie było lżej. Ale ja nie siedzę na tyłku z założonymi rękami (no dobra, siedzę, ale to co innego :D) tylko staram się, jak tylko mogę, coś zrobić. Moje działania nie ograniczają się do pisania krytycznych komentarzy pod artykułami opisującymi mniejsze lub większe sukcesy ludzi. Żeby coś w życiu mieć to trzeba się o to postarać, a niepełnosprawność nie jest żadnym wytłumaczeniem. Siedząc przed komputerem i wypisując negatywne komentarze, nie wygracie niczego, bo sukces nie przychodzi sam. Życzę wszystkim ambicji i sił do walki o swoje, bo nikt za Was waszego życia nie wygra. Pozdrawiam hejterów!

PS.
Post ten wyraża moje poglądy, których się nie boję. Sporo ironii również tutaj znajdziecie. 
Mój opis stażu również się ukaże, spokojnie :)






8 komentarzy:

  1. Dziękuję Ci, cieszę się, że na Ciebie trafiłam. Odnosząc się do notki, gdzie przyznawałaś się do 'użalania' nad sobą, jest bardzo motywująca! Myślę, że pora też już na mnie. Będę robić zamieszanie. Pozdrawiam, przesyłam też hug'a, (tak trochę dodania tobie i sobie otuchy.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! miło mi to słyszeć :) muszę się przyznać, że u mnie zaszły ogromne zmiany, więc nawet nie pamiętam tej notki o użalaniu się. Myślę, że to tylko dowodzi o tym, że jak się chce to można zmienić sposób postrzegania swojego życia!
      Również przesyłam hug'a!! Dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  2. Cześć, ja też dużo "walczyłam" i nadal "walczę" w swoim życiu, nie staram się biadolić, ale czasem pewne sytuacje, traktowanie ON może zwalić z nóg. Zgadzam się że nic samo nie przyjdzie, trzeba nieraz mocno się nagimnastykować aby coś osiągnąć. Jednym przychodzi to łatwiej drugim trochę trudniej. Ale nie ukrywam, że to jakich ludzi spotykamy na swojej drodze, może nam czasem pomóc oraz pewne predyspozycje którymi jesteśmy obdarzeni. Aby do czegoś dojść trzeba tez nauczyć się dobrze kombinować i myśleć jak by tu jeszcze sobie pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni się z Tobą zgadzam! Ja też miewam chwile, kiedy mam serdecznie dość, ale wiem, że jeśli nie będę nadal "walczyć" to niczego nie osiągnę. Co mi da narzekanie? Osiągnę coś dzięki temu? Wątpię... Kombinowanie to podstawa! ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Skończyłem chemie, 5 lat uczyłem się angielskiego, skończyłem studia podyplomowe na UJ i od roku nie mogę znaleźć pracy w zawodzie. Jestem ambitny ale z czegoś trzeba żyć a oferty dla niepełnosprawnych to sprzątanie biur albo ochrona. Jak tak dalej pójdzie to będę musiał pracowac jako cieć. Życie uczy pokory a niepełnosprawny zawsze ma gorzej gdyż nie każdej pracy się podejmie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ograniczasz szukanie pracy do ofert dla OzN, to jednocześnie zmniejszasz prawdopodobieństwo znalezienia tejże pracy,bo baza ofert jest mniejsza, logiczne. I tutaj nie ma co dyskutować, niestety.
      Poza tym, oferty skierowane do niepełnosprawnych dlatego są 'mało ambitne', bo polegają głównie na uzyskaniu dofinansowania do wynagrodzenia pracy, czyli tutaj pracodawcy nie zależy na kompetencjach, tylko na orzeczeniu.
      Innymi słowy, to że nie możesz znaleźć pracy niekoniecznie jest skorelowane z Twoją niepełnosprawnością, bo ewidentnie masz kompetencje, które spychają niepełnosprawność na dalszy plan (prawdopodobnie masz, to wynika z Twojej wypowiedzi), tylko z szukaniem ofert nie na całym rynku, tylko na rynku dla kulawych. Mnie osobiście nigdy nie przyszłoby do głowy szukać "ofert pracy dla niepełnosprawnych". Nie po to studiuję, inwestuję w siebie, żeby być tym cieciem.
      Spróbuj szukać po ofertach w Biuletynie Informacji Publicznej, bo w większości urzędów jest mniej niż 6% kulawych więc jest szansa. Co prawda masz wykształcenie chemiczne, ale w jakaś instytucja zajmująca się np. ochroną środowiska?
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Moje szukanie pracy nie ogranicza się tylko do ofert z orzeczeniem niepełnosprawności. Po zakończeniu studiów podyplomowych w celu zdobycia doświadczenia zdecydowałem się na odbycie 3 miesięcznego wolontariatu (czyli praca za darmo) oraz 3 miesięcznego stażu, na stanowisku laboranta w dwóch różnych szpitali. Odnośnie twojej sugestii na temat zatrudnienia ON w instytucjach publicznych (urzędy itp), że jest większa szansa. Niestety to jest tylko kolejny mało efektywny przepis. Gdyż w ostatnim czasie brałem udział w konkursie na stanowisko pracy laborant w Wojewódzkim Inspektoracie Weterynarii. Oferta pięknie zawierała informacje że wskaźnik zatrudnienia ON jest mniej niż 6 %...więc wedle tych przepisów, ON ma pierwszeństwo w zatrudnieniu pod warunkiem jeśli znajdzie się w gronie najlepszych kandydatów. Spełniłem wszystkie wymogi formalne oferty, zaproszono mnie na rozmowę, według mnie rozmowa bardzo dobrze mi poszła, no ale cóż było wielkie rozczarowanie bo i tak wybrali kogoś innego. Na 12 kandydatów, ja znalazłem się na 4 miejscu listy rankingowej. Więc ten piękny przepis nic nie daje, bo urzędy i tak świetnie go omijają. W urzędach też rządzi protekcja. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Mogę Ci jedynie życzyć cierpliwości, wytrwałości i szczęścia, żeby w końcu udało się coś znaleźć :)

      Usuń