czwartek, 26 września 2013

Wonder Marta!

Przede wszystkim już na samym początku muszę się przyznać, że jestem tak baaardzo, baaardzo zadowolona z reakcji moich znajomych na FB, kiedy w końcu zdecydowałam się na opublikowanie bloga na koncie. Byłam mile zaskoczona i przeszczęśliwa, czytając wasze pozytywne opinie, zachęty do dalszego pisania i lajki! A przede wszystkim, przedwczoraj był rekord odwiedzin na WWW blogu - 139 wyświetleń, wczoraj 94! Łohoho szał! Serio, serio, bo zazwyczaj było duużo mniej, ale nie o tym będę pisać ;) Jednak pochwalić się można, a co.

O czym to ja miałam pisać? Mam sto pomysłów na minutę i ciężko mi je zebrać do kupy, żeby napisać coś sensownego. Coś tam zaczynam, a potem zmieniam temat... Już mi się przypomniało :D

wtorek, 24 września 2013

kompleksy - never ending story

Dzieciństwo to moim zdaniem taki magiczny okres w życiu, kiedy niczym nie trzeba się przejmować. Są koleżanki i koledzy to się bawimy. Szkoła i zabawa - tyle. Później nadchodzi czas, kiedy coraz większą uwagę zwraca się na swój wygląd. Ogląda się reklamy, seriale, filmy, w których występują idealne modelki, aktorki i aktorzy, wydają mnóstwo pieniędzy  na: siłownię, fitness, diety, zabiegi chirurgii plastycznej, botoks itd. No i prawda taka, że kiedy na każdym kroku widzimy idealnie wyglądających ludzi to pojawia się myśl - kurczę, no jeśli oni tak wyglądają, to chyba trzeba tak wyglądać... A sorry bardzo, nie każdy jest Milą Kunis czy Bradem Pittem. Przez to wszystko co widzimy, przez wyidealizowane, wyfotoszopowane ciała, twarze, mamy całkowicie zaburzony pogląd na siebie. Oczywiście są ludzie, którzy nie zwracają większej uwagi na to, jak wyglądają. Ale każdy kompleksy ma, więcej lub mniej. Tego jestem pewna.
A to właśnie kompleksy przeszkadzają nam w akceptacji samej/samego siebie. Źle się ze sobą czujemy, nie potrafimy się otworzyć na nowe znajomości, nie potrafimy być pewni siebie. Należy jeszcze wspomnieć, że to my sami najdokładniej widzimy swoje niedoskonałości, które aż kłują nas w oczy. Znajomi i inni ludzie zaprzeczają, lecz my i tak im nie wierzymy, bo przecież jak można nie widzieć tych GRUBYCH ud, pośladków etc. Kiedy słucham moich znajomych, głównie kobiety, to często opadają mi ręce - jak można przejmować się takimi błahostkami, kiedy nikomu innemu to nie przeszkadza. Ano można. Najważniejsze jest to, żeby dobrze się ze sobą czuć, wtedy wszystko staje się łatwiejsze. Akceptacja przede wszystkim -> post na ten temat KLIK tutaj

wtorek, 17 września 2013

Just tryin' find my way someway.

Nie było weny. Zapomniało się trochę o pisaniu na blogu. I nie było pomysłu na sensownego posta. Jednak dzień dzisiejszy przyniósł niespodziewanie wenę i ideę na coś nowego! Słuchałam sobie nowej płyty Rudimental, przesłuchałam całą i ostatni utwór - bang! Muszę coś napisać!

No to zaczynam.

Od początku września uczęszczam na intensywny kurs czeskiego, co jest ściśle związane z kierunkiem studiów, na jaki się wybieram - filologia słowiańska z językiem kierunkowym czeskim. Już po zakończeniu matur doszłam do wniosku, że chcę rozpocząć studia z choćby minimalną znajomością češtiny. Wszyscy się ze mnie śmieją, kiedy mówię, jakiego języka się uczę. Fakt faktem, niektóre słowa brzmią dla nas Polaków zabawnie. Jednakowoż nauka z własnej woli, kiedy nikt mnie nie zmusza, kiedy był to tylko i wyłącznie mój pomysł, wygląda całkowicie inaczej. Robię to tylko dla siebie, a co najważniejsze czuję, iż jest to dobra decyzja. Oczywiście, okaże się później, czy moje przeczucie jest słuszne. Jak na razie muszę zacząć studia. Jednak niebywale przyjemna jest ta świadomość, uczucie, jakkolwiek to nazwać, że dobrze wybrałam, iż wydaje mi się, że to jest to. To, co chciałabym robić w przyszłości. Już jakiś czas temu zauważyłam, że ogromną przyjemność sprawia mi porozumiewanie się w innym języku. Po którejś z lekcji, kiedy w końcu udało mi się zbudować dłuższą wypowiedź po czesku (okej, przesadzam, kilka zdań...) byłam szczęśliwa jak małe dziecko, które dostało nową zabawkę. Tak więc, na razie, czeski jest moją drogą.