czwartek, 12 lutego 2015

Brno on wheels

Czechy.
Kraj piwem i tłustym sosem opływający.
Kraj, w którym čerstvý oznacza świeży, a láska to miłość, nie… laska.
Kraj, w którym montaż internetu trwa tydzień.
Kraj, w którym na pierwszym miejscu stawia się dobro swojej ojczyzny.
Kraj, w którym istnieje prawdziwa tolerancja.

1. Ogólnie.

Po przeczytaniu wstępu już mniej więcej wiecie, jak wygląda życie w Czechach. Piszę "mniej więcej", bo opis ten jest bardzo ogólnikowy, ale jakże prawdziwy ;)
Czesi uwielbiają piwo i tłuste jedzenie. Mięso, mięso, mięso z sosem śmietanowym, czyli svíčková na smetaně, do tego knedliki. Mięcho i knedle, i znowu mięcho z knedlem, ale tym razem do tego kapusta zasmażana na słodko, czyli knedlo vepřo zelo. Chyba już więcej na temat czeskiego jedzenia nie można dodać, bo jak już pisałam - MIĘSO jest najważniejsze (przyznaję, że robią je bardzo dobrze).
Co do słynnego, czeskiego piwa. Jest stosunkowo tanie i bardzo dobre. Szczerze polecam. Inne napoje wyskokowe? Absynt, ale to tylko dla mocnych zawodników. Jako studentka nie mogę narzekać ;) No, ale to tyle na temat jedzenia i picia, w końcu to nie blog kulinarny.
Jeśli mówimy o języku to nieee, wcale nie jest podobny do polskiego. Wydaje się nam tak, jeśli rozmawiamy z Czechami z okolic Ostrawy, czyli czeskiego Slezska. Tam wpływy polskiego są bardzo duże, dlatego Polak bez problemu się dogada. Jednak wszystko się zmienia, gdy wjeżdżamy na Morawy. Czesi mówią z prędkością wystrzałów z karabinu maszynowego, dlatego zrozumienie ich wymaga chociaż podstawowej znajomości czeskiego.

2. Brno.

Brno to drugie, co do wielkości miasto w Czechach. Muszę przyznać, że przypomina mi trochę Kraków. Zabytkowe stare miasto jest piękne, kamienice odnowione, ulice wyłożone kostką brukową (na szczęście nie granitową ani tzw. "kocimi łbami" - wózki tego nie lubią, o nie!). Co zwróciło moją uwagę? Jest czysto! Większość ludzi dba o porządek, po ulicach przechadzają się grupy "konserwatorów powierzchni płaskich" ;P, zamiatających wszelkie papierki, niedopałki, woreczki itd. Pamiętam swoje niedowierzanie, gdy na Náměstí Svobody (główny rynek Brna) we wrześniu zorganizowano tygodniowe święto piwa, ale każdego ranka (tzn. tylko raz zauważyłam, gdy przejeżdżałam tramwajem przez Svobodˇak o 7 rano) było czyściutko! Żadnych walających się butelek, papierków, kubków po piwie, nic! A wieczorem poprzedniego dnia było dość sporo śmieci. Nie wiem, jak dbają o porządek poza centrum, ale stare miasto i okolice naprawdę robią wrażenie.
Cóż jeszcze o samym mieście? Zakochałam się w nim. Jest pełne uroczych zakątków, klimatycznych kawiarni, typowych czeskich hospod, klubów, restauracji. Miło spędza się czas na spacerach w ciągu dnia, jak i nocy. Na rynku można spotkać ludzi o każdej porze, a nawet dostać różę, wracając z imprezy, co mi się przytrafiło (nie dociekam, dla kogo ta róża była przeznaczona, ale dostała się mnie!) ;)
W Brnie dużo się dzieje - przebywając w Czechach przez 5 miesięcy na rynku odbywało się kilka dużych imprez, gdzie można było zjeść pyszne jedzonko, napić się piwa z różnorakich mniejszych i większych browarów, wina albo jak na przykład na jarmarku świątecznym można spróbować tradycyjny vánoční punč, svářak (czyli grzane wino) albo turbomošty (sok jabłkowy na ciepło z alkoholem). Te wszystkie święta, bo tak się tam nazywa owe eventy, które zazwyczaj trwają tydzień, przyciągają tłumy ludzi. Atmosfera jest cudowna - głośno, gwarno, tłoczno i pyyysznie. Jednak nic nie przebije brnieńskiego jarmarku świątecznego! Wystarczyło przejść przez rynek, a zewsząd otaczał mnie zapach cynamonu, pomarańczy oraz grzanego wina, a czego jak nie właśnie tego pragnie się w okresie Bożego Narodzenia. Naprawdę polecam! Nie tylko jarmark świąteczny, ale też święto św. Marcina. Wtedy otwiera się butelki z młodym winem, a we wszystkich restauracjach króluje pieczona gęś. Powtórzę znowu: pychotka, pychotka.

3. Coś dla kulawych.

Oczywiście nie mogę pominąć jakże ważnego tematu - przystosowania miasta i transportu miejskiego dla osób niepełnosprawnych. I tutaj troszkę się zawiodłam. Tak jak już pisałam, gdzieś powyżej, poruszałam się najczęściej po centrum, więc jeśli chodzi o chodniki, pasy, przejścia przez tory tramwajowe to wszystko jest przystosowane. Jest bardzo mało kostki granitowej, co jest dla wózkowców bardzo ważne. Wszyscy, którzy gdzieś przemieszczają się z niepełnosprawnymi na wózkach aktywnych, dobrze wiedzą, że kostki granitowe czy "kocie łby" są znienawidzone. W tej kwestii Brno zdało egzamin. Nawet dość strome podejście na zamek Špilberk jest dobrze przygotowane dla potrzeb wózków, więc tutaj również chwalę.
Lokale. Jak już wspominałam, jest tego mnóstwo. Jednak większość w piwnicach lub na piętrach. Bez pomocy silnych ramion trudno się dostać do klubów, pubów, hospod i restauracji.
Jeśli chodzi o transport miejski... zawiodłam się. W tym aspekcie polskie miasta, jak np. Kraków czy Warszawa, rządzą. Z autobusami, trolejbusami i tramwajami w Brnie jest kilka problemów.
Po pierwsze. Nigdy nie wiadomo, czy coś pojedzie zgodnie z rozkładem jazdy, na którym niskopodłogowe środki transportu są oznaczone, ale nie można się ich spodziewać o wyznaczonej godzinie. Duży minus i utrudnienie, gdyż przez to na początku spóźniałam się praktycznie wszędzie, gdzie musiałam dojechać tramwajem. Po jakimś miesiącu już mniej więcej wiedziałam, o której godzinie mogę się spodziewać "niskiego" tramwaju. Chyba, że były opóźnienia...
Po drugie. Niestety, nie ma takiej wygody, jak np. w Warszawie, że jeśli już nie wszystkie tramwaje są niskopodłogowe to przynajmniej autobusy są. W Brnie jest "wolna amerykanka", niektóre tramwaje są przystosowane i tak samo to wygląda z autobusami, co jest ogromnym problemem, bo jeśli nie zdążyłam na tramwaj to nie było opcji: pójdę na autobus. Kolejna przeszkoda spowodowana przez brak niskopodłogowców - 3 razy w tygodniu kończyłam zajęcia o 19.05, a tramwaj, do którego mogłam się dostać, jechał około 19.30-35, przy czym co 5 minut jest tramwaj, ale nie niskopodłogowy. Pół godziny czekania i wkurzania się, że nie wsiądę - nie polecam. Nie wspominam już o linii nocnej, ponieważ tam uświadczyć niskopodłogowy autobus to cud. I tutaj już od razu zaznaczam, że nie mam problemu z proszeniem o pomoc, ale w przeważającej większości Czesi nie są skorzy do pomagania. Zazwyczaj nawet kobiety z wózkami dziecięcymi muszą radzić sobie same, a co dopiero ja. Zapytano mnie chyba tylko 5, może 6 razy, czy potrzebujemy pomocy. FAIL. Dlatego, drogi Czytelniku, pamiętaj, że zapytać: "potrzebujesz pomocy?" nigdy nie szkodzi. Nie bądźmy tacy obojętni! Dodatkowo, jeśli czytasz mojego bloga to jeszcze jedna prośba - miejsca w autobusach, tramwajach etc, które są przeznaczone dla ON (przypominam skrót: Osoba Niepełnosprawna), są właśnie dla niej. Mimo, że fajnie się tam stoi, bo jest blisko drzwi i super, bo można tam postawić walizkę, to jest to miejsce na wózki! Zdarzyło mi się, że pani, która umościła sobie tam kącik, spojrzała na mnie z oburzeniem, że zwracam jej uwagę i niecierpliwię się, czekając aż się przesunie, żebym mogła się ustawić. Jednak, musimy pamiętać, iż te miejsca są dla wózkowców bezpieczne, więc nie stawajcie tam, jeśli widzicie, że jakiś wózek wtacza się do tramwaju/autobusu, proszę Was! I nie wspominam tutaj już o miejscach parkingowych, gdyż mam nadzieję, że nie parkujecie na nich, jeśli nie posiadacie legitymacji. Ale wracając do tematu, bo to jeszcze nie koniec...
Po trzecie. Już po 2 miesiącach codziennego poruszania się po mieście tramwajami doszłam do wniosku, że przyjmując do pracy motorniczych, powinno się im robić jakiś test wychowania/kultury, czy nie wiem, jak inaczej to nazwać, bo takich chamów to już dawno nie spotkałam, przysięgam. Właśnie w tych wyznaczonych dla ON miejscach są takie magiczne, niebieskie przyciski, na które naciska się, jeśli wózkowiec chce, żeby pan/pani motorniczy wysunął platformę, aby można było bez problemu wyjechać z tramwaju, gdy jest różnica poziomów między środkiem transportu a chodnikiem. Ile ja się tych przycisków nawciskałam! I co? I nic. Właśnie dlatego jest on magiczny, gdyż, gdy się go naciśnie to on się zaświeci, w kabinie motorniczego coś zabrzęczy i... tadam badum tsss... nic się nie dzieje, bo magia nie istnieje (sorry, jeśli komuś zburzyłam teraz światopogląd). Motorniczy sobie siedzi, kontrolka mruga: "panie, wypuść pan platformę, wypuść!", a ten co? "Wszedł bez platformy to i wyjdzie bez, jadziem dalej!". Co jeszcze...? Nie istnieje coś takiego jak "przystanek na żądanie"; wjeżdżam sobie do tramwaju, a tutaj nagle drzwi się zamykają; stoję pod drzwiami, naciskam (kolejny magiczny!) przycisk, który ma poinformować motorniczego, że chcę wsiąść i... drzwi się nie otwierają. Takie to przygody z tramwajami w Brnie.

4. Uniwersytet Masaryka

To największy uniwersytet na Morawach, drugi w Czechach, zaraz po Uniwersytecie Karola w Pradze. Masaryk został założony w 1919 roku. Nazwa pochodzi od nazwiska pierwszego prezydenta Czechosłowacji -  Tomasza Masaryka.
Wspaniała uczelnia, które zapewnia edukację na najwyższym poziomie. Osobiście jestem zachwycona tym, jak mnie tam traktowano. Na równi z innymi, a w dodatku starano się mi zapewnić wszystko, co tylko było mi potrzebne. Do tego przesympatyczna koordynatorka Radka, której chyba nie jestem w stanie odwdzięczyć się za to, co dla mnie zrobiła jeszcze przed wyjazdem z Polski i w trakcie pobytu w Czechach. Departament dla ON, który zmieniał nawet plany wykładowców, bylebym tylko mogła być na wszystkich zajęciach w przystosowanych budynkach. Masaryk to raj dla Erasmusowców - imprezy, wycieczki, spotkania integracyjne, kółka teatralne, czego tylko dusza zapragnie. Polecam!

Polecam Erasmusa, polecam Brno, polecam Uniwersytet Masaryka. To jest wyjazd wart każdego zachodu. Wonder Woman on Wheels dała radę, więc studenci - jedźcie na Erasmusa!

I kilka wspomnień:
































To tyle o moim Erasmusie na kółkach. Same wrażenia (już bez problematyki wózkowej) w następnym poście, który pojawi się, jak tylko wygrzebię się z zaliczania różnic programowych…

~

Czech Republic.
The country of beer and greasy sauce.
A country, where čerstvý (stale in Polish) means fresh, and láska (cane in Polish) means love, not...cane.
A country, where it takes a week to set up a home network.
A country, where the good of your homeland is a number one priority.
A country of true tolerance.

1. In general.
After reading the introduction you can already more less imagine how life in Czech Republic looks like. I say „more less”, because this description is very general, but at the same time very real.
Czechs love beer and greasy food. Meat, meat, meat with cream sauce, that is, svíčková na smetaně, plus dumplings. Meat and dumplings, and again meat with dumplings, but this time accompanied by sweet fried sauerkraut, that is knedlo vepřo zelo. I don't think there is much more to say about Czech food, because as I've already mentioned – MEAT is the most important (I must admit they prepare it very well).
About the famous Czech beer. It is relatively cheap and very good. I sincerely recommend. Other ardent spirits? Absinth, but it's only for strong players. As a student I cannot complain. But that's it as far as the food and drinks are concerned, it's not a culinary blog.
The language is not nearly as similar to Polish as it appears to be. We may consider it so when we talk to Czechs from around Ostrava, that is, Czech Silesia. The influence of Polish is very strong there, therefore it's easy for Polish people to communicate with Czechs. It changes, however, when we enter Moravia. Czechs spit words as fast as a machine-gun spits bullets, therefore one must know at least the basics of Czech language in order to understand them.

2.  Brno
Brno is the second largest city in Czech Republic. I must admit it reminds me a little of Cracov. The old town is beautiful, tenement houses are renovated, the roads are paved with setts (luckily not with the granite ones or with cobblestones – wheelchairs don't like it, hell no). What caught my attention? How clean! Most people care about tidiness, groups of „flat surface managers” stroll the streets, sweep all the slips of paper, butts, plastic bags, etc. I remember how shocked I was when there was a beer festival organised in September on Náměstí Svobody (the main market square in Brno), and although it lasted for a week, every morning the place was clean! (I mean, I saw it only once when I was on a tram passing through  Svobodˇak at 7 a.m., but I assume it was a regular thing). No empty bottles lying around, no slips of paper, no beer cups, nothing! And the night before there was a lot of trash everywhere. I don't know how it looks like outside the city center, but the old town and the surrounding area are pretty impressive. What more about the city? I fell in love with it. It is rich with lovely places, climatic cafes, typical Czech taverns, clubs, restaurants. It's nice to spend time strolling around during the day, as well as the night. You can meet people on the main market at any time, or even get a rose when coming home from a party, what actually happened to me (I didn't inquire who was supposed to receive this rose initially, but I was the one to get it in the end, so) ;)
There are a lot of things happening in Brno – during my five-month-long stay there were several large events on the main market, where you could eat delicious food, drink beer from various bigger or smaller breweries, wine, or, at the Christmas market, you could try the traditional  vánoční,  punč, svářak (mulled wine), or  turbomošty (hot apple juice with alcohol). All those festivals (that's how the events are called there) last for a week and attract masses of people. The atmosphere is amazing – loud, noisy, crowdy and deeeeelicious. But nothing can outdo the Christmas market in Brno. It was enough to cross the main square and I was surrounded by the smell of cinnamon, oranges and mulled wine, and that is exactly what one wants during Christmas time. I honestly recommend. Not only the Christmas Market, but also the St. Martin's Day. Bottles of young wine are opened and every restaurant serves roast goose. I'll repeat once again: yum, yum.

3. Something for invalids
Obviously, I cannot ommit the very important matter: the way the city and the public transport are adjusted. And that's what made me a little disappointed. As I said somewhere already I usually moved around the center, so as far as the pavements, crosswalks, crossings through tramway tracks are concerned, they are all adjusted. There is very little of granite setts, which is very important for people in wheelchairs. Everyone who moves around the streets with a person in an active wheelchair, knows well that granite setts or cobblestones are  things to hate. In that aspect Brno passed muster. Even the steep pathway to  Špilberk castle is well wheelchair-adjusted, so I approve. 
Places. As I've mentioned there are plenty of them. However, most of them are in basements or on the first floor and up. Without the help of strong arms it's difficult to access clubs, pubs, taverns and restaurants.
As to public transport...I was disappointed. Polish cities, such as Cracov, or Warsaw, rule in this aspect. There are several problems with buses, trolleybuses and trams in Brno. First of all, you never know if they will arrive according to the timetable. It lists the low-floor ones, but you cannot expect them to come at the scheduled time. It's a major impediment and disadvantage, because at the beginning, whenever I had to use a tram I was always late because of it. After a month or so I more less knew when I can expect a low-floor tram. Unless there were some delays...
Secondly, unfortunately, there's no such convenience, as e.g. in Warsaw, that if not all the trams are low-floor, then at least buses are. There is no such thing in Brno. Some trams are adjusted, some buses are adjusted, the rest is not. It's a huge problem, because if I was late for a tram I couldn't simply take a bus instead. Another problem caused by the lack of low-floor vehicles – three times a week I finished classed at 19:05, and an adjusted tram was at 19:30-35. Regular trams were leaving every five minutes, but, obviously, not the low-floor ones. Half an hour of waiting and being angry that I cannot get on – I don't recommend. I don't even mention the night line, because it was a miracle to witness a low-floor bus. I want to say that I don't have a problem to ask for help, but mostly Czechs are not very eager to give a hand. Even women with strollers have to manage on their own, let alone me. Only five or six time someone asked me if I needed help. FAIL. Dear reader, remember, that it does no harm to ask: „do you need help?” Let's not be so indifferent! Also, if you read my blog, I have a request – remember that special places for disabled in buses or trams are for no one else, but the disabled. Although it's comfortable to stand there, because it's close to the exit and you can place your baggage there, it's a place for wheelchairs! It happened to me once that a lady, who made herself comfortable there, looked at me with indignation that I dare to call her attention and be impatient when waiting for her to move, so that I could take my place. Those places are safe for the disabled, therefore don't stand there if you see a person in wheelchair getting on the bus or a tram, I beg you! I don't even mention the parking spots, because I hope you don't park there if you don't have a disability card. But back to the topic, because it's not over yet.
Thirdly. After only two months of moving around the city on trams and buses every day, I thought that motormen should undergo some sort of a test on propriety or manners, because I haven't seen such assholes in a long, long time, I swear. Those places for disabled are equipped with magical blue buttons, which are designed to slide out a platform, so that people in wheelchairs could easily get off the tram, when there is a big gap between the floor and the pavement. I can't even count how many times I pushed the damn button. And what? And nothing. You see, I said it's magical, because when you push it it lights up, makes a buzzing sound in the motorman's cabin, and... tadam badum tsss...nothing happens, because magic doesn't exist (sorry for ruining your world). Motorman sits like nothing's happening, the control's winking at him: „hey man, release the platform!”, and what do they do? „They got on without the platform, so they will get off as well, let's go!” What else...? There is no such thing as a request stop; I wanna get on a tram and suddenly the door closes; I'm pushing (another magical!) button, which is supposed to infrom the motorman that I want to get on...yet the door doesn't open. Such are the adventures with trams in Brno.

4.  Masaryk Univeristy
It is the biggest univeristy in Moravia, the second biggest in Czech Republic, right after the Charles University in Prague. Masaryk was founded in 1919. It's named after the first president of Czechoslovakia – Tomas Masaryk.
It's a wonderful university with the highest levels of education. I am delighted with the way I was treated there. Equally to other students, plus they took care to provide me with everything I needed. There was also a super friendly coordinator, Radka, who I cannot possibly repay for things she did for me before leaving Poland and during my stay in Czech Republic. Department for the disabled changed even the lecturers' schedules, so that I could attend the classes in adjusted bulidings. Masaryk is a paradise for Erasmus students – parties, trips, socializing events, theater groups, whatever one may want. I recommend!

I recommend Erasmus, I recommend Brno, and the Masaryk University. It's worth to go there no matter what. Wonder Woman on Wheels managed to do it, so, students – go on Erasmus!
  

2 komentarze:

  1. Dzięki. Już sam lead wniósł wartość w moje życie. Pisz i rozwijaj się dalej!

    OdpowiedzUsuń